sobota, 3 grudnia 2011

Rzym - dzień 2

Zaraz po pysznym śniadaniu rozpoczęliśmy zwiedzanie miasta. Dzięki mapie centrum Rzymu, którą otrzymaliśmy w recepcji, mogliśmy zoptymalizować naszą trasę zwiedzania tak, aby zobaczyć jak najwięcej malowniczych zakątków.

Koloseum



Pierwszym punktem dłuższego postoju fotograficznego było Koloseum i położony nieopodal Łuk Triumfalny Konstantyna Wielkiego, który upamiętnia zwycięstwo Konstantyna nad Maksencjuszem w 312 roku.
Dorożki, a w tle Łuk Triumfalny
Łuk Triumfalny i Koloseum
Następnie poszliśmy w stronę Bazyliki św. Jana na Lateranie. Po drodze musieliśmy wypłacić trochę gotówki, bo nie wszędzie w Rzymie można płacić kartą, szczególnie jeśli lubi się małe włoskie knajpki lub pizzerie znajdujące się z dala od tras uczęszczanych przez turystów. Warto też zaopatrzyć się w gotówkę i to najlepiej drobne, jeżeli ma się zamiar jeździć metrem, ale o tym przekonaliśmy się dopiero nazajutrz.

Spacerując po Rzymie można natknąć się na zabytek niejako znienacka. Tak właśnie napotkaliśmy Bazylikę św. Klemensa, "po drodze" do Bazyliki św. Jana na Lateranie. Ta pochodząca z IV wieku bazylika mieści bardzo piękne mozaiki i freski. Niestety nie weszliśmy do środka, więc mamy dodatkowy powód na naszej długiej liście, aby powrócić do Rzymu jak najszybciej się da.

Trasa, którą wybraliśmy doprowadziła nas do wejścia do Bazyliki św. Jana na Lateranie od strony Piazza di San Giovanni in Laterano, czyli do bocznego wejścia.
Obelisk na przeciwko bocznego wejścia

Wejście do Bazyliki św. Jana na Lateranie
przy Piazza San Giovanni in Laterano


















Od strony bocznego wejścia nie można podejrzewać jak duży jest gmach bazyliki, dlatego byliśmy bardzo zaskoczeni po wejściu do środka.

Wnętrze bazyliki
Wnętrze bazyliki
Bazylika św. Jana na Lateranie - widok od frontu
Po wyjściu z bazyliki, udaliśmy się mniej uczęszczaną trasą w stronę Circus Maximus, czyli na zachód Via di Santo Stefano Rotondo, a później deptakiem Via di San Paolo della Croce. Mimo, iż trasa ta nie obfituje w majestatyczne zabytkowe budowle, nie zapomina się przez cała drogę, że jest się w Rzymie. Przypominają o tym jaskrawo pomalowane włoskie budynki, zaciszny klasztor oraz malownicze bramy z czasów romańskiego imperium.

Klasztor
Romańskie mury
Ulica Clivio di Scauro

















Tą drogą doszliśmy do południowo-wschodniej części Forum Romanum i do Circus Maximus, najstarszego toru wyścigowego w Rzymie.
Circus Maximus
Przyszedł czas, aby coś przekąsić. Postanowiliśmy pójść do restauracji na Trastevere, obiadowej dzielnicy popularnej wśród włochów, mieszczącej się po drugiej stronie Tybru. Po drodze do mostu - Ponte Palatino, przez przypadek odkryliśmy rynek z włoskimi wyrobami regionalnymi, gdzie kupiliśmy sobie kawałek pizzopodobnego, czerstwego i słonego chlebka, który chyba trzeba było jednak jakoś przyrządzić przed podaniem, a nie zjadać na sucho.

Widok na Isloa Tiberina
z Ponte Palatino
Rynek regionalny












Most prowadzący na Isola Tiberina




Trudy jedzenia czerstwego chlebka zostały nam wynagrodzone obiadem jaki sobie zamówiliśmy w restauracji. Obiad składał się oczywiście z dwóch porcji pizzy, domowego wina, zestawu mięs na przystawkę i pysznego tosta (bruschetta) zapiekanego z mozarellą i pomidorami na deser.
Kiedy skończyliśmy jeść już się ściemniało, wiec trzymaliśmy się utartych turystycznych szlaków. 
Kapitol

Ołtarz Ojczyzny

Fontanna di Trevi

Fontanna di Trevi


















Kwirynał
Malownicza ulica niedaleko naszego hotelu
Jak zwykle na koniec przebyta trasa. Również jak zwykle, zapomnieliśmy włączyć GPS od razu po wyjściu z hotelu, dlatego początek trasy nie pokrywa się z końcem. Wieczorem, pod hotelem trochę krążyliśmy w poszukiwaniu lodziarni!



Pokaż trasę na większej mapie

piątek, 2 grudnia 2011

Rzym - dzień 1

Ja przyleciałem SWISSem z Walencji przez Zurych a Beata KLMem z Oslo przez Amsterdam. Obydwa loty udało nam się zgrać tak, że lądowały w przeciągu godziny na lotnisku Fiumicino pod Rzymem. Stąd przejazd kolejką lotniskową na stację Termini i po 20 minutach spaceru byliśmy w hotelu.

Będąc znów we Włoszech nie mogliśmy sobie odmówić jednej rzeczy - pizzy. Dlatego tylko po wzięciu prysznica udaliśmy się na poszukiwanie dobrej pizzeri. Nie było to trudne, mieszkaliśmy przy Via Cavour. Losowo wybierając lokal, udaliśmy się do restauracji Alle Carrette, co okazało się tak dobrym wyborem, że jeszcze tam wróciliśmy!

Zabytkowa winda


Mieszkaliśmy w niewielkim Hotelu PABA, który położony jest w samym centrum na jednym z pięter starej kamienicy. W budynku jest nawet zabytkowa winda, która stanowi ogromny kontrast z eleganckim wnętrzem hotelu. Szczerze polecamy nasz hotel: wspaniały klimat, położenie oraz kameralność. Jest to hotel rodzinny, prowadzony przez starszą Włoszkę, która o dziwo mówiła płynnie po angielsku. W cenę pokoju jest też wliczone pyszne włoskie śniadanie składające się zwykle z rogalika z dżemem lub chrupiącego, złocistego tosta, jogurtu i wyśmienitego capuccino, ale o tym dowiedzieliśmy się dopiero rano...