poniedziałek, 19 marca 2012

Walencja - dzień 2 - Nit de Foc

Nit de Foc, czyli Noc Ognia, to długi i efektowny pokaz fajerwerków, puszczanych nad suchym korytem rzeki Turia. Jest to punkt obowiązkowy podczas każdych Fallas, a że odbywa się późno (początek o 1:30 w nocy), to wszyscy są już dosyć zmęczeni po całym dniu. Jednak nawet tutaj nie brakuje tych, którzy chcą być w pierwszym rzędzie, czyli na Puente de las Flores. Tłumy są nawet na Puente de Aragón, ale my stanęliśmy w tym roku dosyć daleko (za to blisko hotelu), bo na Puente del Reino - byliśmy zbyt zmęczeni, żeby się przebić na lepsze miejsca, ale i tak mieliśmy bardzo dobry widok.

Poniżej film z całości (uwaga, prawie 20 minut):



Tłumy wracające do domów

Mała falla napotkana w drodze powrotnej

Falla napotkana w drodze powrotnej

niedziela, 18 marca 2012

Walencja - dzień 2

Nasz przyjazd do Walencji na Fallas pokrył się niestety z długim weekendem w części Hiszpanii. 19 marca wypadał w poniedziałek, a my przyjechaliśmy w sobotę rano i od samego początku byliśmy zaskoczeni olbrzymią ilością ludzi (to znaczy największą jaką do tej pory widzieliśmy na Fallas).

Po udaniu się do miasta ustawiliśmy się znów w oczekiwaniu na Mascletę, która okazała się lepsza niż ta poprzedniego dnia. Staliśmy akurat w miejscu, gdzie nawiało bardzo dużo dymu z petard.

Szaro od dymu na Masclecie
Mniej szaro

Tak wygląda poczta jak nie jest szaro

Pobojowisko po petardach



















Kolejnym naszym celem była procesja zwana "Ofrenda de las Flores", gdzie mieszkańcy Walencji idą przez miasto w lokalnych ozdobnych strojach, aby złożyć w ofierze kwiaty Matce Boskiej Opuszczonych (chyba najlepsze tłumaczenie Virgen de los Desamparados), patronce Comunidad Valenciana. Sama procesja jest dosyć nudna nawet dla osób, które w niej idą, ale zdecydowanie warto wybrać się na sam plac, gdzie kwiaty są złożone (w następnym poście).



Podczas Fallas oglądamy Falle, czyli figury, o których pisaliśmy w poprzednim poście. Są podzielone na kategorie i w informacji turystycznej można otrzymać mapkę z listą "najlepszych" Falli, do każdej przypisany jest numer oznaczający miejsce w rankingu. Teoretycznie najokazalsza powinna być Falla del Ayuntamiento, czyli Falla Miejska umieszczona na głównym placu przed ratuszem. Nie bierze ona udziału w konkursach i jest spalana na samym końcu.

Falla del Ayuntamiento
Dwie Falle razem

Mała Falla del Ayuntamiento

Jeśli chodzi o konkurencję na najlepsze Falle, to zwykle co roku wygrywa Falla na Campanar, mieszkalnej dzielnicy Walencji, która ma budżet w okolicach 600 000 EUR. Stało się to swoistą inwestycją mieszkańców tego osiedla, aby turyści tam przyjeżdżali i wydawali pieniądze w lokalnych sklepikach. W tym roku pierwszy w naszej historii przyjazdów na Fallas pojechaliśmy ją odwiedzić. Falla ta jest nazywana często turystyczną pułapką, gdyż jest z dala od centrum i niewiele oferuje oprócz bardzo dużej ilości straganów. Ale poza tym jest bardzo ładna. Po drodze do "jedynki" stoi "ósemka", która nam się bardziej podobała - miała więcej przekazu i satyry - przedstawiała różnych sławnych ludzi i miejsce, gdzie się znajdują.

Osama idzie do piekła...
...a John Lenon i
Matka Teresa do nieba
...Michael Jackson zawieszony
w próżni czeka na reinkarnację...
Franco salutuje z piekła

Falla "Jedynka"

Falla "Jedynka"
Nagrody dla "jedynki"

Amerykański kucharz o dwuznacznym
imieniu "Moody's" trzyma w garści kurczaka "Europę"

"Czwórka" w prawie całej okazałości
A tutaj "czwórka" z bliska

sobota, 17 marca 2012

Walencja - dzień 1

Do Walencji przyjechaliśmy na święto Fallas, tradycyjne walencjańskie święto obchodzone ku czci św. Józefa. Święto jest obchodzone w całej Comunidad, ale najhuczniejsze obchody odbywają się właśnie w Walencji. Najważniejsze elementy święta to:
  • La Despertà - czyli "pobudka", gdzie zespoły muzyczne chodzą ulicami miasta, wsiadają do metra i autobusów i rozbudzają mieszkańców miasta żywą i głośną muzyką. Często towarzyszą temu wybuchy petard hukowych.
  • La Mascletà - pokaz fajerwerków hukowych, odbywający się codziennie o godz. 14:00 na placu głównym miasta (Plaza de Ayuntamiento). Jest to unikalny pokaz, którego nie da się odtworzyć ze względu na towarzyszące wybuchom emocje. 
  • La Nit del Foc - pokaz fajerwerków, który odbywa się w nocy z 18 na 19 marca w korycie rzeki Turia.
  • La Cremà - jednoczesne spalenie wszystkich figur w mieście
Obchodom towarzyszą również liczne pochody i marsze przez miasto, a mieszkańcy często przebierają się w lokalne stroje. Dla wszystkich najważniejsze są jednak wykonane z papier-mâché figury, tak zwane falle, przedstawiające różne sytuacje i osoby, często w sposób bardzo satyryczny. Falle mogą być małe (infantil - do spalenia przez dzieci) lub duże (mayor - do spalenia przez dorosłych). Stoją one na większości skrzyżowań i placów w mieście, ze szczególnym wskazaniem na dzielnice mieszkalne. Mieszkańcy, organizują się w komitety osiedlowe i konkurują ze sobą o nagrody w wielu kategoriach (wykonanie, projekt itp.) dot. Falli. 

Nasza droga do hotelu:


Falla
Mała Falla i Beata
Falla
I znów Falla
Kolejna Falla
Fallas kosmonauta
Obowiązkowy punkt Fallas to La Mascletà, która podczas całego festiwalu odbywa się codziennie o godz. 14:00 na Plaza de Ayuntamiento. Wszystkie Masclety odbywające się przed 19 marca są rywalizacją pirotechników, którzy walczą o przygotowanie tej ostatniej, odbywającej się właśnie 19 marca.

La Mascletà to wydarzenie, które trudno opisać. Jest to skoordynowany pokaz fajerwerków i petard (bardziej petard), służące zrobieniu jak największego hałasu. Trzeba tam po prostu być, a niektórzy, aby mieć miejsce w pierwszym rzędzie, pojawiają się tam 4 lub nawet 5 godzin przed rozpoczęciem przedstawienia. Sami tak kiedyś robiliśmy (dwa razy byliśmy w pierwszym rzędzie), ale w tym roku na żadnej z Masclet nie byliśmy tak blisko.

Tłumy na Masclecie
Każdy budynek obsadzony











Po Masclecie udaliśmy się na zakupy, a następnie do hotelu, byliśmy dosyć zmęczeni tego dnia i dopiero wieczorem poszliśmy na jedzenie. Chcieliśmy iść do Bodeguilla del Gato, małej i bardzo przyjemnej knajpki w centrum miasta, ale po drodze, zaraz obok hotelu, znaleźliśmy coś lepszego - Casa Vela. Lekkie fusion i połączenie tradycyjnych hiszpańskich smaków, do tego świetny wystrój. Polecamy szczególnie lokal blisko Oceanarium (Vela Ciencias). Kilka dań, które zamówiliśmy:

Esgarraet, bacalao, czyli dorsz z papryką
Przystawka - sos pomidorowo-czosnkowy z tostami

Ajo arriero (ziemniaki, czosnek, dorsz)

Habas con jamon o tocino ibérico,
czyli bób z szynką i bekonem



















Vela, czyli zapiekany ser, pomidory i specjalny tajny sos "Vela"

Walencja - hotel

Mieszkamy w hotelu TRYP z sieci Sol Melia, którzy jest zaraz obok Miasta Nauki i Kultury, które widzimy z okna. Udało nam się nawet przypadkowo zrobić zdjęcie hotelu z samolotu, gdy fotografowaliśmy Walencję. Hotel teoretycznie ma cztery gwiazdki (te rankingi są raczej uznaniowe). Jest w porządku, jeśli chodzi o Hiszpanię. Największą zaletą jest darmowy i, co najważniejsze, szybki internet oraz dobra lokalizacja bardzo blisko Oceanarium. Wadą jest niestety cena, gdyż w tym okresie w Walencji jest w zasadzie niemożliwością znalezienie czegokolwiek sensownego poniżej 100 USD za noc.

Łóżko
Biurko
Łazienka

Podróż - Oslo - Zurych - Walencja

Najlepsze połączenie między Oslo z Walencja w sezonie zimowym (czyli do ostatniej niedzieli marca) jest realizowane przez SWISS International Air Lines z przesiadką w Zurychu. W sezonie letnim z Oslo-Rygge Ryanair lata do Walencji bezpośrednio, ale niestety święto Fallas się nie załapuje.

Lot Oslo - Zurych, wylot o 19:45 i wyjątkowo jak na SWISS odbył się o czasie i wylądowaliśmy w Zurychu chwilę po 22. Standardowo na tej trasie jest on realizowany przez Airbusa A319. Lot do Walencji mieliśmy rano następnego dnia, dlatego się nie obawialiśmy, że będą jakieś komplikacje, ale hotel lotniskowy (Dayroom) na lotnisku w Zurychu znajduje się za strefą Schengen, więc należy przejść kontrolę paszportową, która jest czynna tylko do 23 wieczorem. Serwis obsługi w SWISS w klasie ekonomicznej jest naszym zdaniem najlepszy ze wszystkich europejskich przewoźników, ale to chyba dlatego, że lubimy czekoladę, którą rozdają pod koniec lotu. Samo jedzenie jest wyjątkowo zjadliwe, co rzadko można powiedzieć o jedzeniu samolotowym.

Coś co można od biedy nazwać pizzą, ale niezłe

Tak zwane Dayrooms są najtańszą opcją noclegu blisko lotniska w Zurychu. Wbrew nazwie można je wynająć również na noc. Pojedyncze pokoje mają tę przewagę, że mają okna na płytę lotniska i można pooglądać wielkie odrzutowce odlatujące późno w nocy do Azji lub Ameryki Południowej, ale niestety dwójki nie mają wcale okien. Toalety i prysznice są dzielone, jednak wszystko jest czyste i ma wysoki standard, więc spędzenie tam jednej nocy jest zdecydowanie przyjemniejsze niż spanie na ławce na lotnisku.

Łóżko
Biurko i umywalka











Lot do Walencji o 7 rano następnego dnia, realizowany przez największego Airbusa z rodziny A320 - model A321. Przejście z hotelu lotniskowego do bramki zajmuje około 10 minut razem z kontrolą paszportową (opuszczając hotel wchodzimy do Schengen...). 
Z ciekawostek: Na lotnisku w Zurychu do połowy kwietnia królują motory Ducati:

Ducati Store...
Lotnisko w Zurychu
Motor

Motor




















Lądowanie w Walencji jest o tyle ciekawe, że podchodzi się od strony morza, a lotnisko jest położone za miastem, co oznacza, że przelatuje się nad całą Walencją i można ją podziwiać z powietrza. Aby zobaczyć Stare Miasto, należy siedzieć z prawej strony samolotu. Na zdjęciu z Miastem Sztuki i Nauki widać nasz hotel (i nawet nasze okno) - to jest budynek w drugim rzędzie, ten najbliżej prawej krawędzi zdjęcia, a my mieszkamy na trzecim piętrze po lewej stronie budynku.

Port i miasto w tle
Miasto Sztuki i Nauki (i szczęśliwie nasz hotel)

Stare miasto (od Gare du Nord, Korrida, dalej Ratusz, katedra i koryto rzeki)

Śniadanko w SWISS


wtorek, 21 lutego 2012

Podróż - Hong Kong - Oslo

Wykończeni prawie trzytygodniowym urlopem udaliśmy się wieczorem na lotnisko w Hong Kongu. Największą zaletą był darmowy i bardzo szybki internet, dzięki czemu można spokojnie porozmawiać z rodziną i znajomymi na Skype. Powrót standardowy i przewidywalny, jak to w Lufthansie. Byliśmy w sumie tak zmęczeni (wylot był o 23:50 z Hong Kongu, przylot około 5 rano do Monachium), że prawie nic nie pamiętamy z podróży oprócz tego, że lecieliśmy A340-600 (tym samym modelem, którym lecieliśmy do Hong Kongu) oraz to, że trafiliśmy na rząd z wadliwym systemem rozrywki i po każdym filmie stewardessa musiała go nam resetować. Dzięki temu wiemy jak jest skonfigurowana sieć w samolocie i co siedzi na takim systemie. Przez chwilę nawet widać pulpit Windows. Lot Monachium - Oslo nie zapisał się w naszej pamięci w jakikolwiek sposób, cieszyliśmy się po prostu, że już byliśmy w domu.

Informacje o systemie
Informacje o sieci












Jedzenie, jak to w Lufthansie, zupełnie standardowe.

Śniadanie
Główne danie (wegetariańskie azjatyckie)