wtorek, 1 listopada 2011

Walencja - trzy miesiące

Zaraz po ślubie musiałem wyjechać na trzy miesiące do Walencji na grant HiPEAC. Jak to zwykle bywa, gdy się gdzieś mieszka na dłużej to plan zwiedzania nie jest zbyt napięty. Kończy się to z reguły zwiedzaniem okolicy tylko i wyłącznie podczas wizyt rodziny lub znajomych. A tak to tylko dom - praca, praca - dom i ewentualnie zakupy po drodze. Tak było i tym razem. Najwięcej zobaczyłem podczas wizyty Beaty i mojego brata Marka z rodziną.

Wszyscy razem przyjechali w piątek 28 października wieczorem. Tego dnia poszliśmy na spacer na plażę. 
Nazajutrz, mimo niezbyt ciekawej pogody, poszliśmy z Beatą do centrum. Po drodze wstąpiliśmy do kawiarni na churros i kawę. Udało nam się odwiedzić prawie wszystkie nasze ulubione miejsca, nawet domek dla kotka na Calle del Museo. Odszukanie go zwykle zajmuje nam jakąś godzinę, bo nigdy nie wiemy, który to jest numer. Dlatego zanim przystąpiliśmy do poszukiwań postanowiliśmy posilić się jakimiś tapas. Wybór padł na knajpkę, w której była promocja na pan de queso (chlebek zapiekany z serem). 
Po powrocie do domu, zrobiliśmy sobie degustację win razem z Markiem i jego żoną Gosią. 
Katedra w Walencji

Domek dla kotka (ma nawet ubezpieczenie od pożaru)

Następny dzień rozpoczęliśmy od plażowania, później odpoczynek a wieczorem wizyta w centrum na obiadokolację złożoną z przepysznych tapas w knajpce Bodeguilla del Gato. To były najlepsze patatas bravas jakie kiedykolwiek jadłem. Idealnie zarumienione, chrupiące z zewnątrz, ale miękkie w środku a do tego dwa wspaniałe sosy. Pycha! Szczerze polecamy, knajpka znajduje się na Calle Catalans.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz