Po obejrzeniu świątyni popłynęliśmy dalej, aż do mostu Kong Thon i złapaliśmy taksówkę do Parku Dusit, w którym znajduje się słynny dom z drzewa tekowego dwór Vimanmek, oraz inne mniejsze muzea. Warto zachować bilet z Wat Phra Kaew, gdyż umożliwia on darmowy wstęp do dworu. My oczywiście zapomnieliśmy zabrać nasze bilety i musieliśmy zapłacić z wstęp. Jeśli komuś zdarzy się podobna sytuacja odradzamy kupowania biletu. Mimo, że dwór i okoliczne muzea są warte zobaczenia, atmosfera zupełnie nie sprzyja wywoływaniu zachwytu. Muzea trzeba odwiedzać bez butów, a za skradzione lub zagubione buty, które należy pozostawić przed budynkiem nikt nie ponosi odpowiedzialności. Nie mówiąc już o tym ze trzeba przejść zazwyczaj kawałek po brudnym chodniku. Jest oczywiście zakaz robienia zdjęć w budynkach, zdarza się też że nadgorliwe panie przeganiają ludzi fotografujących budynki od zewnątrz. Tak jest w przypadku Abhisek Dusit mieszczącego niewielkie muzeum płacowe. W niektórych muzeach, również w Abhisek Dusit przed wejściem należy zostawić wszystkie swoje rzeczy oprócz portfela w specjalnej przechowalni.
|
Abhisek Dusit |
Sam słynny drewniany dom jest zabudowany paskudnym białym betonowym budynkiem, w którym mieszczą się przechowalnie, wypożyczalnia ubrań i stanowiska kontrolne. Aby dostać się do dworu, należy przejść kontrolę ubioru (koszulki na ramiączkach i krótkie spodnie są niedozwolone), wypożyczyć strój zostawiając w depozycie banknot co najmniej 200 bahtowy (może być też 1000, reszty się nie wydaje), rewizję osobistą, zostawić swoje rzeczy w skrytce której koszt to 20 baht, oczywiście należy też ściągnąć buty (oczywiście nikt za nie nie odpowiada) i przemaszerować na bosaka brudnym chodnikiem do wejścia.
W środku tego cuda drewnianej architektury nie można przemieszczać się samemu, tylko trzeba iść w grupie. Z podobną zasadą spotkaliśmy się już w "Niebieskim domu" w Penang, tam jednakże była możliwość poproszenia osoby z sekretariatu o oprowadzenie, jeśli akurat nie było angielskojęzycznej grupy zwiedzającej. Tutaj jednak zostaliśmy zmuszeni do przyłączenia się do chińskiej wycieczki, mimo iż w każdym pokoju, a jest ich około 30, siedziały po 2-3 panie które zajmowały się niczym lub gadaniem ze sobą. Trzeba przyznać, że dwór jest bardzo piękny i na uwagę zasługuje szczególnie układ okien i sposób w jaki światło wpada do pokoi, oraz widok z poszczególnych części domu. Szczególnego nastroju nie sposób jednak docenić, jeśli człowiek przemieszcza się w tłumie hałaśliwych chińczyków i słyszy z jednej strony chińską przewodniczkę opowiadającą coś o dywanach a z drugiej tajlandzkiego przewodnika zdradzającego sekrety drewnianej figurki jakiegoś chłopca (tematyka ich wypowiedzi została wywnioskowana z gestykulacji).
Po obejrzeniu wnętrza domu mieliśmy możliwość zrobienia zdjęć z zewnątrz. Nie wiemy jednak czy jest to "standardowa procedura", czy mieliśmy szczęście, bo zamykali.
|
Dwór Vimanmek |