Singapur to miasto, które nigdy nie zasypia, a iluminacje budynków są równie efektowne co w Hongkongu. Późnym wieczorem wybraliśmy się na spacer do dzielnicy kolonialnej i na Esplanadę, a nasza trasa wyglądała w przybliżeniu tak:
Największe wrażenie robi
Marina Bay Sands, niesamowity budynek z basenem typu
infinity na dachu, otworzone zaledwie rok temu. Iluminacje są bajeczne, a co parę minut odbywają się pokazy świetlne.
|
Widok z parku na Marina Bay Sands, po lewej"Durian", czyli teatr. |
|
Widok z Esplanady. |
Singapur to nie tylko Marina Bay Sands, to również drapacze chmur oraz stare, kolonialne budynki.
|
Drapacze chmur (zdjęcie zrobione z punktu E na mapie w kierunku południowym) |
|
Hotel Fullerton. |
|
The Singapore Flyer, czyli największy diabelski młyn na świecie. |
Warto zwrócić uwagę, że Singapur konkuruje z wieloma znanymi miastami na świecie jeśli chodzi o budowę atrakcyjnych struktur. Singapore Flyer to nic innego jak
London Eye, tylko że większe, a teatr "The Durian", ma za zadanie być porównywany ze słynną operą w Sydney. Kolejną atrakcją jest
Merlion, jeden z symboli miasta, pół ryba pół lew. Niestety! Dzień przed naszym przyjazdem, ktoś wpadł na pomysł, że fajnie będzie wybudować ekskluzywny, tymczasowy hotel, tak aby goście (a raczej gość, bo hotel jest mały), płacący pewnie kupę kasy, mieli bezpośredni dostęp do Merliona (który jest hotelem obudowany!), a sami turyści mogą go jedynie obejrzeć w dzień. Na szczęście, obok stoi mały pomnik upamiętniający ten oryginalny, większy.
|
Mały Merlion. |
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz